niedziela, 9 czerwca 2013

Sen czy wizja...

Siedzę na ławce w piękny jesienny dzień. Widzę wszystko z tyłu ławki. Z przodu świeci łagodnie ale jasno słońce. Najpierw siada Jaro i gadamy o czymś, śmiejemy się, gestykuluję. Jaro znika, pojawia się Vivien*, mówi coś do mnie, wstępnie wtula się we mnie. Czuję jej ciepło. Po chwili znika. Wstaję z ławki, jest już wieczór choć słońce wciąż pięknie i jasno świeci, robi się lekko pomarańczowo. Na przeciw ławki stoi drzewo, zwykłe, liściaste. Wiatr lekko szumi w jego liściach. Jest pięknie, jestem jednak sam, wiem, że muszę iść naprzód, muszę walczyć. Ogarnia mnie smutek i łzy lecą z oczu ale nie rozpaczam. Wiem, że muszę iść naprzód. Jestem ubrany w czarny płaszcz i mam przy sobie Dwa Miecze. Czuję, że coś się skończyło i nigdy nie wróci. (nawet jak to piszę to smutek mnie ogarnia).

Miałem tę wizję już dawno temu ale wciąż ją dobrze pamiętam. Czy była to przyszłość, czy teraz już teraźniejszość?
Nawet nie wiem czemu to teraz zapisuje... i czemu wciąż czuję tyle smutku gdy myślę o tej wizji? Przecież nie jest zła.
Czyżbym naprawdę przywiązał się do tej przeszłości z tymi osobami i żałował że już raczej nigdy się nie powtórzy? Czy na pewno się nie powtórzy?

Wiem jedno. Bez względu na wszystko muszę wziąć swoją "broń" i iść naprzód doceniając jednocześnie teraźniejszość.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz