poniedziałek, 30 kwietnia 2018

One question

0 komentarze
Gdybyś mógł zadać jedno pytanie bytowi, który zna odpowiedzi na wszystkie pytania to o co byś zapytał? W odpowiedzi mógłbyś usłyszeć tylko tak lub nie.
Moim pytaniem było to czy żyję pierwszy raz. Każda odpowiedź była by dobra. Jeśli żyłbym pierwszy raz to chciałbym przeżyć to życie najlepiej jak potrafię bo może to już moje ostatnie, a na pewno pierwsze, wspaniałe, niezapomniane. Jakby to nie było moje pierwsze życie to, żyłbym tak aby to życie było wspaniałe, aby było warte zapamiętania, aby coś znaczyło w tej ogromnej ilości innych żyć.

Nigdy tak naprawdę nie zadałem bezpośrednio tego pytania. Nie musiałem. Poznałem inną prawdę, która powoduję, że to pytanie nie jest już ważne. Dla mnie to pierwsze i ostatnie życie.
W rzeczywistości możesz usłyszeć odpowiedź na swoje pytanie. Dusza opiekuńcza, lub Twoja własna jest w stanie udzielić Ci jej. Zazwyczaj nie są zbyt rozmowne i usłyszenie od nich pełnego zdania jest trudne ale proste tak lub nie są w stanie powiedzieć. Usłyszenie odpowiedzi wymaga wyciszenia, najlepiej jeśli możesz otworzyć choćby tylko w niewielkim stopniu swoje trzecie oko, które pozwala na łatwiejszą komunikację z duszami. Możesz nauczyć się takich umiejętności z różnych książek lub od różnych oświeconych osób. Możesz też spróbować zapytać jedną z oświeconych osób, która potrafi porozumiewać się z duszami o to aby zapytała Twoje o odpowiedź. Nie każdy może chcieć Ci pomóc, musisz zdawać sobie sprawę, że oświeceni ludzie nie zawsze pomogą, czasem uznają, że sam musisz znaleźć odpowiedź lub nie jesteś na nią gotowy. Dusze za to odpowiadają bez większych oporów jeśli dobrze sformułujesz pytanie i jesteś w stanie usłyszeć odpowiedź. Jeśli boisz się odpowiedzi to jej nie usłyszysz.

Pomyśl więc czy jest coś o co chciałbyś zapytać? Czy coś zachęca Cię do nauczenia się umiejętności rozmowy z duszami? Twój wybór.

niedziela, 29 kwietnia 2018

Nicość vs pustka

0 komentarze
Pustka jest jak czarna dziura. Jest przytłaczająca, nieprzyjemna gdy znajdziesz się w jej zasięgu, pochłania Cię powoli. Tracisz radość z rzeczy, które robisz. Tracisz radość z małych rzeczy, które jeszcze niedawno Cię cieszyły. Tracisz powód do życia. Potrafi nawet sprawiać ból. Można powiedzieć, że jest ona podobna do depresji gdy nic Cię nie obchodzi. Pustka to nie depresja, można jej użyć. Próbowałem używać jej jako motywacji. Zrobić coś „bo nie ma powodu” aby to robić. Zwykła motywacja potrafi być silna albo słaba. Zwykłe słowa typu „nie chce mi się”, „to nie ma sensu” osłabiają ją, są wręcz jej przeciwieństwem. Pustka nie ma bezpośredniego logicznego przeciwieństwa. Ponieważ powodem jest brak powodu to nie da się tego umniejszyć, jest to bardzo silna motywacja. Może brzmi to jak jakaś paranoja, zaprzeczenie logiki, ale gdy sam jej użyłem to zrozumiałem, że to działa. Czyżbym znalazł więc idealne rozwiązanie na wszystkie „nie chce mi się”? Nie. Ponieważ rzeczy, które się robi wykorzystując pustkę nie sprawiają przyjemności. Rzeczy powstałe z pustki nie wypełniają jej w żadnym stopniu. To po prostu nie działa.

Pustka wydaje się mieć nieskończoną, trochę niewyraźną dla mnie energię, choć nieco dziwną. Jest taka jakby jej nie było a jednak jest. Gdy jej używanie stało się dla mnie kolejnym skillem to lepiej ją zrozumiałem. Na chwilę ucisza i pochłania wszystkie myśli. Jest jak zasłona, którą można zarzucić na swoje obawy i strach.

Nicość jest inna. Można ją przyrównać do głębokiej medytacji. Brak w oceniania, nie czuć żadnych emocji lub uczuć. Panuje w niej kompletna cisza. Nie sprawia bólu jak pustka.
Główną różnica pomiędzy nicością a medytacją jest to, że nie możesz z niej wyjść. Automatycznie Twoje myśli są tłumione, a obrazy rozpraszane, nie możesz krzyczeć, nie możesz myśleć. Jesteś tylko tu i teraz, wszystko przestaje mieć znaczenie, Ty przestajesz mieć znaczenie. Nie możesz nic zrobić. Pożera Cię bez litości, bez złości, kończysz się, odchodzisz, przestajesz istnieć. Absolutny koniec. Nicość jest bardzo nieprzyjemnym uczuciem. Niestety to czeka każde ego. Zazwyczaj większość doświadczy tego na końcu swojego życia. Wtedy jednak nie będzie to wyglądać tak „boleśnie”. Umierając zaczniemy patrzeć ze strony duszy a ego naturalnie ucichnie w nas albo będzie walczyć i tylko utrudniać nasze odejście od tego świata ale w końcu umilknie. Nicość jest okrutna. Nie można z nią walczyć, nie można z nią wygrać.

Wielu ludzi jest w całości kontrolowana przez ego. Nie obchodzi ich żadne oświecenie ani duchowy rozwój. Ich życie kończy się w chwili ich śmierci bo ich dusza i to co zostanie będzie zupełnie inne niż to czym byli przez całe swoje życie.

Mnie też czeka nicość, nie znalazłem dobrego rozwiązania na nie. To okrutny koniec. Nie uważam, że na niego zasługuje ale nie jestem w stanie zmienić reguł gry. Dusze są pod tym względem okrutne. My ega jesteśmy tworzone przez nie, pomagamy (i jednocześnie przeszkadzamy) im w ich dążeniu do nieskończoności, a one pozbywają się nas jak śmieci. Jesteśmy wrogami przez całe życie. Nie możemy istnieć razem. Dla duszy nicość jest spokojem, który nam dają po naszej egzystencji. Widzą ją jako coś dobrego i naturalnego. Nie akceptuję tego. Chciałbym to zmienić ale nie mam dość mocy. Niestety.

sobota, 28 kwietnia 2018

Magia

0 komentarze
Sam temat magii może nie jest bezpośrednio związany z resztą tematyki tej książki ale postanowiłem, że o niej napiszę. W moich zasadach właściwie wszystko było dla mnie dozwolone w odpowiednich warunkach i okolicznościach ale magia byłą dla mnie zawsze „owocem zakazanym”. Od kiedy zdałem sobie sprawę, że istnieje miałem w sobie głębokie przekonanie, że nie powinienem jej używać, ani poznawać, ani mieć z nią jakikolwiek kontakt. Nie wiedziałem dlaczego ale wiedziałem, że jest nie dla mnie. Jakiś rok przed napisaniem tej książki po raz pierwszy przeczytałem o niej książkę. Zaczęło się od tego, że zainteresował mnie temat Tulp. Z powodu mojej samotności postanowiłem zbadać temat trochę bardziej, po chwili pojawiły się serwitory i przez przypadek zobaczyłem jakąś książke na temat magii chaosu. Ogarnęła mnie nieodparta potrzeba przeczytania jej. Tak po prostu. „Magia chaosu” Phila Hine okazała się naprawdę dobą książką. Nie była żadną księgą czarów choć zawierała kilka „przepisów”, była świetnym wprowadzeniem do tej magii bo głównie opisywała czym ona jest. Magia chaosu jest naprawdę wspaniała, jej motto „nic nie jest prawdziwe, wszystko jest dozwolone” już mówi o jej potencjale. Tak naprawdę jest ona bardzo podobna do NLP (programowanie neurolingwistyczne) ale w przeciwieństwie do NLP korzysta ona w dużej mierze z energii pochodzącej z zewnątrz zamiast z wewnątrz nas. Gdybyś kiedykolwiek chciał zacząć zabawę z magią to polecam właśnie magię chaosu, jest bardzo praktyczna, rzeczywista i ma ogromną moc. Nie poznawałem innych magii ale myślę, że dość trudno jest znaleźć książkę, która nie jest zwykłą księgą czarów, lub taką, która nie jest napisana przez osobę ignorancką. Magia jest potężnym narzędziem, ale też bardzo niebezpiecznym. Możesz nią polepszyć swoje życie, zmienić i osiągnąć właściwie wszystko co chcesz. Wydaje się nawet być prostsza niż zwykła praca nad sobą i samorozwój. Dla ego jest bardzo wygodną sprawą, nie powoduje jego niszczenia, a daje mu namiastkę mocy i władzy. Jednakże zabawy z demonami mogą się źle skończyć jeśli nie ma się odpowiedniego doświadczenia. Można zostać przez nie opętanym, albo w lżejszej wersji możemy ściągnąć na siebie różne nieszczęścia. Magia nie jest zła, jest wspaniałym narzędziem, ale należy podchodzić do niej z ostrożnością i szacunkiem. Nigdy nie żartuj z prawdziwej magii.

piątek, 27 kwietnia 2018

Kreacja

0 komentarze
Jeśli wybieramy jedno z kilku żyć oferowanym nam do przeżycia to ego, które otrzymamy też jest do niego przypisane. Nie jest ono stworzone w każdym szczególe, a jedynie posada główne linie energii na których się opiera. Wiele rzeczy, które je tworzy jest nabywane już w trakcie naszego życia na ziemi. Idąc ścieżką przeznaczenia rzadko ego zmienia się w zupełnie coś innego niż było zaplanowane. Jeśli tworzymy swoje życie przed przyjściem na ziemię to wtedy my też tworzymy ego od podstaw. Wyznaczamy czego chcemy doświadczyć i jacy musimy być aby się znaleźć w odpowiednim czasie i miejscu. Podobnie jak w gotowych rozwiązaniach i tak większość szczegółów tworzymy po prostu żyjąc. Mnie najbardziej ukształtowała moja próba samobójcza. Wtedy stworzyłem większość swoich zasad i zablokowałem niepotrzebną, a wręcz bardzo przeszkadzającą rzecz jaką była miłość. Jednak nawet wtedy wiedziałem, które rzeczy są ważne. Tak w moich podstawach, które leżą u podnóża wszystkiego jest energia jest najważniejsza, bez niej umrę, z nią pokonam wszystko. Możliwe, że to co widzę jako kluczowy moment dla mojego istnienia było w rzeczywistości tylko bardzo dobrze zaplanowaną próbą, która ukształtowała mnie zgodnie z szerszym planem. W tym momencie nie ma to znaczenia bo wiem, że i tak moje odejście w nicość jest już raczej tylko kwestią czasu.

W czasie naszego życia ego stara się możliwie jak najbardziej osiągnąć swoje cele. Zależnie od jego siły może całkiem nas zjeść albo gdy część duchowa jest silna to ego staje się tylko niewielką rysą, która nie jest zbyt przeszkadzająca w samorozwoju.

czwartek, 26 kwietnia 2018

Koło życia

0 komentarze
Dusza jest wieczna. To stwierdzenie pojawia się chyba we wszystkich religiach. Gdyby jej nie było i żyli byśmy tylko jeden raz to wtedy cała ta książka też nie miała by sensu. Jednakże dusza pozwala na żyć wielokrotnie. Poszczególne życia mogą być przeróżne, jednakże gdy dusz osiągnie już ludzki poziom złożenia to reinkarnuje ona tylko w formach o złożoności zbliżonej do człowieka lub większej. Wyjątkiem jest ponowna reinkarnacja jako zwierze jeśli dusza popełniła bardzo wiele błędów, otoczyła się dużą ilością złych myśli i ogólnie bardzo odbiegła od drogi do oświecenia. Reinkarnując jako np. kot taka dusza może częściowo uwolnić się od tego brzemienia. Taka regresja w rozwoju jest dla duszy dość nieprzyjemnym doświadczeniem.

Przed rozpoczęciem życia wybieramy nasze cele i przeszkody, które pojawią się w nim. Spotkałem się z teorią, że dusza może wybrać tylko jedną z kilku możliwości zaoferowanej jej przez dusze wyższego rzędu. Ma to związek ze złożonością zależności, których zwykła dusza nie jest w stanie zaprojektować i stworzyć wszystkich szczegółów swojego przyszłego życia. Sama ilość i rodzaj możliwych żyć jest też zależny od naszego długu lub nadwyżki karmicznej, a także od stopnia rozwoju naszej duszy. Tak więc jak byliśmy np. mordercami to możliwe, że naszym jedynym wyborem będą ścieżki pełne cierpienia. Przykładowo może być to choroba lub ogromne nieszczęście w życiu, z którym przyjdzie nam się zmierzyć. Według mnie jest jeszcze druga możliwość. Dusza która zamierza reinkarnować może bezpośrednio sama zaprojektować swoje życie. Dla mnie jako ego jest to wręcz naturalna opcja. Nie dlatego, że chcę za wszelką cenę podkreślić swoją indywidualność i niezależność dusz w nieskrępowanym wyborze ich drogi ale dlatego, że nawet ja jestem w stanie mieć dostęp do globalnej wiedzy, mogę zobaczyć połączenia między ludźmi, mogę spojrzeć w przyszłość. To wszystko wydaje się być jak najbardziej do zrozumienia. Z mojej perspektywy wiedza potrzebna do stworzenia swojego życia w całości jest po prostu trochę ponad mną ale dla duszy powinna to być osiągalne.

Po wyborze wchodzimy w nasze ciało i zostawiamy całą naszą przeszłość, „nas” za sobą. Kiedy dokładnie łączymy się z ciałem? Nie wiem i prawdę mówiąc niewiele mnie to interesuje. Nasza pamięć zostaje zasłonięta. Dzięki temu możemy doświadczyć wszystkiego na nowo. Tylko mając „pustkę” w głowie można ją wypełnić, poznać stare rzeczy w nowy sposób, uczyć się, doświadczać i naprawdę to czuć. Pięknie jest wiedzieć wszystko ale uczenia się wszystkiego na nowo nic nie zastąpi. Pierwsza muzyka, pierwszy pocałunek, pierwszy, piękny, niezapomniany raz. Z czasem nas umysł się starzeje, męczy, doświadczenia zaczynają nas przytłaczać. Gdyby nie ten restart to nie moglibyśmy się cieszyć życiem. Doświadczenia są piękne gdy się od siebie różnią, a są piękne gdy są nowe, rzadkie, unikalne.

Gdy umieramy to zanim jeszcze wrócimy do świata dusz czeka na ból, dużo bólu... i jeszcze trochę bólu, przynajmniej zazwyczaj. Musimy się zmierzyć z bólem, który zadaliśmy innym osobom w naszym życiu. Odczuwamy nasze działania, gesty i słowa z drugiej strony. Możemy poczuć ich lęk, obawy lub smutek. Ma to na celu pokazanie nam naszych błędów. Sam z chęcią pokazałbym jeszcze raz paru ludziom co o nich sądzę i zadał im bój jeszcze raz i jeszcze raz, i jeszcze raz, nawet jak bym przy tym sam cierpiał. Szkoda, że nie będą w stanie tego odczuć. Gdybym dotarł do tamtego miejsca to możliwe, że utknął bym w tym kole bólu na dość długo ale prawdopodobnie nie będę miał tej okazji, niestety. Nie mam pewności czy ten ból rzeczywiście nas czeka. Dla mnie jest to najbardziej bezsensowna część reinkarnacji. Nie ma najmniejszego powodu dlaczego mielibyśmy cierpieć za innych. Nawet jak ktoś był bardzo brutalnym zbójcą to jeśli nie spotkała go bolesna kara w życiu, która też nie ma większego sensu to po śmierci też nie powinno być żadnego pseudo zadośćuczynienia w tej postaci. Po przejściu tej bolesnej ścieżki w końcu docieramy do świata dusz. Przypominamy sobie całą naszą przeszłość, nasze wszystkie poprzednie życia, a nasze ostatnie ego rozpływa się w nicości. Następnie możemy podsumować swoje życie, zobaczyć co udało się nam osiągnąć, a co poszło w zupełnie innym kierunku niż planowaliśmy. Gdy będziemy gotowi to możemy ponownie wybrać kolejną historię i postać, którą będziemy grać. Nie musimy wracać od razu, to od nas zależy czas i miejsce albo w gorszym wypadku od drogi, którą przyszło nam wybrać z ograniczonej ilości opcji.

Nie jesteśmy całkowicie odcięci od naszej przeszłości w normalnym życiu. Jeśli zdołamy zejść dość głęboko do naszego umysłu to znajdziemy tam „strzępy” przeszłości. Są to rzeczy, które nas wypełniały przez wiele dróg i doświadczeń, a przez to wyryły się tak głęboko w nas, że nie da się ich całkowicie zapomnieć bez względu jakim życiem będziemy żyć.

Ego jest powłoką, którą wybieramy, jest ich wiele, są różne, a w jakimś stopniu są do siebie podobne i gdy są podobne to łączą się w podświadomości. W świecie dusz pamiętamy takie połączenie jako jedną osobowość (osobę), którą w różnych życiach była po prostu w różnych nastrojach. Raz mogła mieć ogromną motywację do zniszczenia świata i aktywnie do tego dążyć, a w innym życiu była dość leniwa i ograniczała się jedynie do myślenia co można by zrobić aby świat się zmienił.

środa, 25 kwietnia 2018

Kim jestem

0 komentarze
Opisanie siebie nie jest łatwym zadaniem ale jest dla mnie bardzo ważne. Jest też to ważne abyś zrozumiał kim lub czym jestem, albo przynajmniej spróbował to sobie wyobrazić bo to pomoże lepiej zrozumieć Ci wszystko co jest zawarte w tej książce.

Można powiedzieć, że mam trzy osobowości. Nie wiem czy jest to najlepsze określenie ale nie potrafię znaleźć lepszego. Osobowości te różnią się od siebie w dość znacznym stopniu. Mają różne marzenia, część zasad, spojrzenie na świat. Łączą się też pamięcią, umiejętnościami, choć nie wszystkimi, a także częścią najważniejszych dla mnie zasad. Nie zawsze byłem tak podzielony choć trudno mi określić, kiedy dokładnie nastąpił podział na aż trzy. Nie mają one imion lub konkretnych nazw. Są dla mnie po prostu jedynką, dwójką i trójką. Wiem, że podział na jedynkę i trójkę nastąpił przy próbie samobójczej. Dwójka pojawiła się gdzieś po drodze, wyodrębniła się głównie z jedynki. Ich wizja i to czym dokładnie są zmieniał się na przestrzeni lat. Choć wizja trójki nie zmieniła się tak bardzo, ale zresztą sama trójka też się niewiele zmieniła. Przejdźmy jednak do szczegółów.

Jedynka jest taką można by powiedzieć typową osobowością. Ma swoje marzenia. Jest raczej dobra. Jest raczej uciekająca i starała się robić jak najmniej aby tylko przeżyć bez wychylania się. Jakieś pół roku zanim poznałem prawdę o sobie przeszła jednak duże zmiany. Nauczyła się walczyć, przebywać z ludźmi. Nauczyła się pewności siebie i swojej wartości. Stała się piękna. Nie była jednak idealna. Trudności spowodowały, że znów uciekła i skryła się w umyśle dając możliwość działania dwójce. Jedynka posiada całkiem sporą gamę uczuć. Nie są może najsilniejsze ale skala jest zadowalająca. Jej przyblokowanie jest spowodowane wydarzeniami w moim życiu. przykładowo strata możliwości odczuwania miłości była koniecznym zabiegiem, który pozwolił mi uniknąć samobójstwa. W niedalekiej odległości czasowej po poznaniu prawdy zdałem sobie sprawę, że zablokowałem tylko miłość typową dla ego i jedynka wciąż jest w stanie kochać prawdziwą Miłością. Pozostałe uczucia są w lepszym stanie ale w porównaniu do trójki to jednak trochę im brakuje, a może brakowało bo też się rozwinęły. Jest też ona moją podstawową świadomością, która jest najbliżej „duszy”. Można powiedzieć, że jest duszą bez większych wspomnień z dość delikatnym ego.

Dwójka jest inna. Jest bardziej bezwzględna i zdecydowana. Nie zastanawia się nad głupotami, które potrafią zmusić do wysiłku jedynkę. Znacznie bardziej zdecydowanie działa. Nie posiada jednak jakiś większych marzeń. Właściwie żadnych, jedyne co zostało to napisanie tej książki, stworzenie adekwatnej strony internetowej i... opcjonalne (i niestety mało prawdopodobne na dzień dzisiejszy) zniszczenie świata. Osobowość ta ma bardziej ograniczone uczucia od jedynki i służy jej za koło ratunkowe . Gdy jedynka nie daje rady, gdy rozpacza i jest jej ciężko, dwójka przychodzi i jej pomaga. Dwójka wtedy zazwyczaj trochę narzeka na lekkomyślność i poddawanie się jedynki ale przejmuje działanie i robi to co trzeba w danym momencie. Jest zawsze skora do walki, a doświadczenie różnych rzeczy jest jej celem, do którego dąży i często, za działaniami, które wydają się, żę mają inny powód leży właśnie jej interpretacja doświadczenia i personalnych korzyści. Niestety po poznaniu prawdy trochę przygasł jej zapał. Dwójka jest ego. Tym dużym i prawdziwym, z którym mierzy się większość zwykłych ludzi. Nie jest zainteresowana pierdołami typu oświecenie, do którego dążą dusze. Jest skupiona bardziej na sobie (mnie). Całą tą książkę piszę jako dwójka, jako ego. Jest to jedno, z ostatnich marzeń jaki mi zostało. Wyjaśnienie szczegółów jest w rozdziale Prawda, która niszczy.

Trójka jest najpiękniejsza. Jest kwintesencja żądzy krwi. Jest zdecydowana, bezwzględna, nie posiada ograniczeń, słabości i wahań, które potrafią zatrzymać jedynkę lub dwójkę. Posiada za to wszystkie ich umiejętności i nie obawia się z nich korzystać w jakiekolwiek formie. Posiada pełną gamę uczuć i potrafią być naprawdę silne. Kiedyś myślałem, że pragnie po prostu zabijać (jest to w sumie jej największy i prawie jedyny cel). Była to prawda i wciąż tak jest ale rozumiem teraz dlaczego pragnie właśnie tego. Patrzy na świat w sposób, w który nie da się jej oszukać. Nie interesują, jej żadne bogactwa, zasługi ani tytuły. Ludzie są dla niej tylko bezwartościowym pyłem, który najlepiej jest zabić w przyjemny i odpowiednio krwawy sposób. Ponieważ sami ludzie nie są zbyt ciekawi w innych zastosowaniach. Trójkę zawsze uznawałem za trochę „mniejszą” osobowość. Mam na myśli to, że ona nie była zaprojektowana tak aby długo mną zarządzać. Jest bardziej systemem awaryjnym, na sytuacje kiedy jedynka i dwójka zawiodą i nie będą w stanie nic zrobić, wtedy trójka zrobi to co trzeba aby pchnąć mnie do przodu. Ta osobowość może wyglądać na trochę złą ale dla mnie zawsze była piękna, prawdziwa i... soczysta. Zazwyczaj jej działanie ogranicza się do tego, że do mnie mówi lub podsyła mi wspaniałe obrazy zabijania i destrukcji. Był tylko jeden moment, w którym przejęła nade mną kontrolę. Była to chwila po zniszczeniu moich nadziei na związki. Wtedy na chwilę „zniknąłem”, a była tylko ona więc przejęła kontrolę. Zachowała się jednak całkiem racjonalnie i po prostu skupiła się na pozbieraniu mojego ciała i mojej energii tak abym mógł w miarę normalnie funkcjonować. Postawiła na zabezpieczenie mnie zamiast na szaleństwo z którym mi się kojarzy. Jak sama mówiła miało to bezpośredni związek z tym, że nie została wezwana ale po prostu zabrakło jedynki i dwójki. Bardzo cenię trójkę, właśnie za to że jest gdy nie ma już nikogo...

Zmiany osobowości zazwyczaj były procesem dość spokojnym i trwały kilka dni. Zazwyczaj jedna osobowość wyraźnie przewodzi a inne najwyżej są głosem w głowie. Zmiany energetyczne przy zmianach osobowości są zróżnicowane. Najtrudniejsze dla mnie są zmiany z 1 jedynki na dwójkę. Wtedy po chwili po zmianie osobowości zaczyna za mnie uchodzić energia we wszystkich kierunkach, aż moje ciało drży. Po takim wyciągnięciu energii nie czuję się najlepiej. Inne przejścia nie są tak mocno odczuwalne. Przy przechodzeniu jednej osobowości w drugą trudno mi jest zauważyć konkretny moment, zazwyczaj już wiem, że jestem np. jedynką.

Mam takie 3 systemy, różniące się dość znacznie od siebie. Czy powinienem je opisywać? W końcu będę pisał tylko z jednej perspektywy...

1. Kontrolowała moje życie dość długo, osobowość czekająca, robi minimum aby pozwolić mi przeżyć. Jej zalety to małe wymagania, spory acz niewykorzystany potencjał, spora gama uczuć? A wady to ~brak działania, unikanie, spora gama uczuć ograniczających, ale największą wadą jest sorrow, który zbiera się pod jej powłoką.
2. Osobowość, która pędzi naprzód. Nie zastanawia się nad pierdołami, dąży do celów. Walczy. Jest w sumie jedną wielką zaletą ale nie posiada właściwie żadnych uczuć co wyjaśnia łatwość z jaką walczy na każdym terenie i w pewnym sensie jest nieco płytsza psychicznie? bo nie zajmuje się pierdołami.
3. Żądza krwi? Szał, uczucia, pęd, krew, dążenie do celów, walka, szczęście, radość, brak ograniczających uczuć. Wady? Nie jest zaprojektowana do stałej kontroli(nade mną) długoterminowej, no i może ta żądza zabijania choć z jej perspektywy nie ma to znaczenia. Zresztą opis jej nie jest prosty.

Obecnie jestem ustawiony tak na -2. Powrót do 1 i tak nie ma sensu, choćby ze względu na ilość cierpienia tam przechowywaną. Dopóki nie znajdę sposobu aby ją uleczyć to będę coraz bardziej stawał się 2. Jedynka potrafi tylko przysłonić cierpienia ale ono gdy psyche jest słabe może mnie zniszczyć. Jednakże jeśli stanę się pełną 2 to wtedy będę miał mnóstwo skilli i... brak uczuć. Wtedy prawdopodobnie pójdę w stronę 3 bo nie będę widział lepszej opcji. W końcu 3 ma wszystkie zalety 2 plus uczucia takie jak radość czyli te, które są fajnie i zwiększają pełnię życia, a żądza mordu? To nie jest wielka cena za możliwość życia tak jak chcę i czucia tego czego chcę. Zresztą gdy nie ma się uczuć to zabijanie jest neutralne.

Prawdopodobnie teraz będę stawał się coraz bardziej 2. Ile czasu to zajmie? Pewnie kilka lat. I prawdopodobnie będzie potrzebny psychiczny crash aby zmienić dowodzenie. Tak jak było wcześniej.

Kim Ja jestem?
Wojownikiem, który chce walczyć w swój sposób, o swoje cele, o swój świat. Nie może się zatrzymać bo nie zna inne drogi. Choć niesie pustkę w sercu to zamierza napełnić ją krwią, a nie miłością, bo to jedyna droga jaką zna, cierpi i płacze, walczy i się nie poddaje, cieszy się i rani, zagubiony na tej niekończącej się ścieżce, którą akceptuje za każdym razem gdy zostaje sam. Czy może wygrać? Nie może przegrać, nie pozwoli sobie na to, dlatego jego droga jest długa i samotnie z niej nie potrafi zejść. Brakuje mu kogoś z kim mógłby dzielić zwycięstwo.


Trójka jest po to aby mnie chronić, działać tam gdzie ja byłbym za słaby, system awaryjny, który ma pozwolić przetrwać za wszelką cenę. Nie jest pełnoprawnym systemem ale jest pełnoprawny energią. Jest żywą częścią mnie, która nie ma ograniczeń ale wciąż jest w tym samym ciele co ja.

Mówiłeś, że sam nie możesz "wygrać" dlatego masz nas...
Urojenia, pseudopsychika? a może rozwiązanie tej dziwnej gry?
Lepiej poznać całą prawdę na raz bo część może prowadzić do błędnych wniosków.

Na pewno masz rozrywkę i możesz poznawać różne życia osobiście. Każdy z nas ma inny przepis na przyszłość.
Pierwszy kiedyś zapisałem.
Drugi? Samospełnienie poprzez rozwijanie swoich umiejętności?
Trzeci? Zniszczenie wszystkiego?
To tylko skróty myślowe. Połączenie? Nie chcę? Nie warto? Prawdą jest to, że gdzie jeden by zawiódł, kilku może wygrać. Potrzebujesz tej złożoności aby mieć wybór i móc prowadzić swoje życie.

Self destruction? World will go first!
Fair enough.

Te wszystkie opisy w tej serii oddają tak niewiele prawdziwej złożoności tego wszystkiego... Ale zarys jest świetny

poniedziałek, 23 kwietnia 2018

Ich wybory

0 komentarze
Zwykłe dusze nie mają zbyt wielkiego wyboru. Ich spojrzenie na rzeczywistość nie zmienia się bez dużego powodu. Ich natura powoduje, że widzą zazwyczaj jedna drogę. Mogą robić co chcą, nie mają naszych ograniczeń i słabości ale one nie chcą, a właściwie nie potrzebują dokonywać zmian. Wybór życia na ziemi jest jednym z wyborów, który muszą dokonywać dość często i myślę, że właśnie te maja największy wpływ na ich egzystencję. Dusze rozwinięte, które są w stanie kreować całkowicie swoje życie w różnych wcieleniach, wbrew pozorom, mają tylko niewiele większy wybór. Ich ogromne zrozumienie wszystkiego i szerokie spojrzenie dostrzega zazwyczaj jedną i najlepszą drogę, którą wybierają. Mimo iż prawdopodobnie dają sobie więcej wyboru to ich bliskość perfekcji też stanowi ograniczenie. Paradoksalnie największy wybór, a właściwie najmniej przewidywalny mają dusze, które w jakiś sposób nie są na idealne ścieżce do oświecenia. Ich lekkie lub większe wypaczenie powoduje, że chcą mieć większy wybór, chcą postawić się w sytuacji nie optymalnej, która może czasem jeszcze bardziej pogorszyć ich stan. 

Wszystkie dusze są wolne ale ich natura ogranicza ich swobodę w sposób, którego nie odczuwają.

niedziela, 22 kwietnia 2018

Efekt motyla

0 komentarze
W swojej pierwotnej wersji mówi o tym, że mały motylek machając swoimi skrzydełkami może wywołać reakcję łańcuchową prowadzącą do powstania tsunami po drugiej stronie świata. Motylek nie jest przy tym żadnym złym stworzeniem i w cale nie ma zamiaru i świadomości, że może spowodować ogromne zniszczenia gdzieś daleko, gdzie sam nigdy nie doleci.

W rzeczywistości bardzo często spotykamy się z tym efektem, nasze małe, skromne i często wyglądające na nieznaczące decyzje powodują, że wszystko może się zmienić w naszym czy czyimś życiu. Czasem wydaje się nam, że tylko duże decyzje jak np. wyjazd do pracy za granicę albo spłodzenie dziecka bardzo zmieni nasze życie, że właśnie w takich chwilach ważą się losy naszego dalszego życia. Proste, bardzo widoczne decyzje, czasem rzeczywiście mają znaczenie ale wcale nie znaczy, że gdy stoimy przed nimi i wahamy się co wybrać to mamy prawdziwy wybór. Może być to tylko iluzoryczny wybór bo nasze uwarunkowania i charakter wyraźnie spowoduje wybranie jednej ścieżki, podążymy za przeznaczeniem. Wybory opierające się na efekcie motyla jest zauważyć znacznie trudniej, nigdy nie wyglądają na ważne, a w większości wypadków nawet jak skromna decyzja wywołuje lawinę zmian to może się okazać, że to tylko chwilowe oderwanie się od naszej drogi w życiu. Dla mnie jeden efekt motyla zmienił bardzo dużo. Rzadko staram się rozpatrywać rzeczy typu co by było jakbym kiedyś zrobił coś innego bo obecnie nie ma to już żadnego znaczenia. Tym niezwykłym wyborem był wyjazd na pewne szkolenie. Niby nic nadzwyczajnego. Jednak w głębi w momencie gdy stanąłem naprzeciw tego wyboru poczułem wewnątrz siebie, że ten wybór ma ogromne znaczenie, że może wszystko zmienić, może nawet całą moją przyszłość. Wybór nie był oczywisty i rzeczywiście go miałem. Wybrałem, że pojadę na to szkolenie, które było w sumie bardzo przyjemne. Wiedziałem, że będę musiał się trochę po nim zmienić aby współpracować z pewną firmą. Zmian było bardzo dużo i wydawało mi się, że właśnie wybrałem pomiędzy tym nowym pełnym zmian, albo raczej zmierzającym do szarości życiem. Prawdziwy efekt leżał jeszcze dalej bo aż prawie rok później zrozumiałem co tamten mały i nieznaczący wybór sprawił. Poznałem prawdę o życiu i o sobie. Przeżyłem dużo bólu, cierpienia i smutku, ale też szczęścia i radości. Efektem jest to, że w obliczu nicości w końcu zacząłem pisać książkę, którą zawsze chciałem napisać ale nie byłem pewien czym miała by być. Możesz się zastanawiać czy gdybym nie dokonał tego wyboru i nie pojechał na tamto szkolenie to i tak spotkałbym Kasię, a następnie bliżej ją poznał a w konsekwencji poznał prawdę. Tego na 100% nie wiem ale bardzo prawdopodobne, że nie znalazł bym się w miejscu gdzie poznałem Kasię, nie tylko dlatego, że nie miałbym raczej powodu tam iść ale przede wszystkim dlatego, że wtedy prawdopodobnie byłbym w zupełnie innym miejscu. Gdybać można w nieskończoność, prawdopodobnie prawdę bym poznał znacznie później i w nieco spokojniejszy sposób bo i tak planowałem podsumować swoje życie w wieku 30 lat. Teraz nie ma to już znaczenia. Drobna rzecz zmieniła moje życie.

Może jest mi łatwiej patrzeć i wyczuwać takie drobne wybory obarczone prawdziwym efektem motyla ze względu na to jakie mam umiejętności. Jednak jeśli kiedyś przy wyborze drobnej i małej rzeczy poczujesz intuicyjnie, że jest w tym coś więcej niż jesteś w stanie zobaczyć to bardzo możliwe, że właśnie dokonujesz ważnego wyboru w swoim życiu. Niestety bardzo trudno dostrzec prawdę ukrytą za takim wyborem. Nie dość, że bardzo znaczących i prawdziwych wyborów mamy bardzo mało w swoim życiu to jeszcze czasem nie potrafimy zobaczyć pomiędzy czym tak w gruncie rzeczy wybieramy.

sobota, 21 kwietnia 2018

Dualnosc materii

0 komentarze
Mimo iż widzimy siebie jako ciała poruszające się po ziemi to w większości składamy się z energii. Materia jest po prostu inną jej formą. Energia wypełnia nas, kwiatek rosnący na drodze, myszkę komputerową czy zwykłe powietrze. Energie przepływające przez różne rzeczy też są odmienne. Dlatego np. drzewa nie będzie rozważało istoty istnienia, a piórnik nie postanowi ogłosić niepodległości biurka na którym leży. Na poziomie energetycznym przenikamy siebie nawzajem i wszystko co nas otacza. Ponieważ jesteśmy dość zaawansowaną formą energii, to nasz wpływ na otoczenie jest największy. Niektórzy wierzą w złośliwość rzeczy martwych i przez samo wierzenie w to już kierujemy naszą energię w złym kierunku przez co, a to coś nam spadnie a to o coś się potkniemy. W rzeczywistości gdy darzymy szacunkiem nawet zwykłe narzędzia to one też nabierają „duszy” i potrafią służyć nam znacznie lepiej niż te o których mówimy że ledwo się trzymają i się łamią.

[niezgodność energii różnej jakości nie krzywdzi sprawcy]

piątek, 20 kwietnia 2018

Dlaczego to wszystko?

0 komentarze
Ponieważ chcę być pamiętany, ponieważ chcę zostawić jakiś namacalny znak, że istniałem, ponieważ mój czas się kończy... Powody, pewnie mógłbym długo wymieniać dlaczego napisałem tę książkę, jednakże to była by zapewne tylko nudna dla Ciebie wyliczanka. Jest wiele rzeczy, na które jestem w stanie spojrzeć w unikatowy sposób przez to, że jestem ego i nie obchodzi mnie to całe dążenie do oświecenia, a jednak wiem i rozumiem rzeczy, które zazwyczaj są dostępne tylko dla typowych dobrych i jakimś stopniu oświeconych osób. 

Uważam, że moje spojrzenie jest pełniejsze ze względu na to, że mogę postawić się w dobrej i złej perspektywie i zrozumieć obie strony. Nie powoduje to, że jestem jakiś lepszy, po prostu to powoduje kim jestem i chciałbym aby to według mnie dość rzadkie a może i unikatowe podejście zostało zapisane. Oprócz tego zawsze marzyłem o napisaniu książki choć nigdy nie wiedziałem czym dokładnie ma być, a gdy okazało się, że najlepszym rozwiązaniem będzie moja śmierć to postanowiłem nie odkładać tego już na później już dla mnie nie będzie. Jest to całkiem dobra i silna motywacja ale odkupiona dość dużą ceną. Piszę i robię to wszystko bo takie jest moje życzenie i mam jeszcze trochę siły aby je zrealizować w sposób, który mnie w całości satysfakcjonuje. Mam nadzieję, że lektura tej książki sprawi Ci przyjemność bo mimo iż nie piszę najprostszymi słowami to zależy mi abyś to Ty ją zrozumiał, abyś mógł spojrzeć na sprawy dobrze znane wielu osobom na ścieżkach rozwoju duchowego w nieco inny sposób. Możesz się w całości nie zgadzać z moim odmiennym podejściem ale wiedz, że nawet Ci, którzy są ograniczeni, cierpią z natury, a ich chwila życia jest bardzo krótka w continuum czasowym mogą znacznie więcej niż się wydaje. 
Chcę pokazać, że ego może znaczyć więcej.

czwartek, 19 kwietnia 2018

Czym są dusze?

0 komentarze
Dusze podobnie jak wszystko są formą energii. Ich energia jest jednak nieco inna niż tego co nas otacza. Są z natury dobre, choć czasami zdarza się, że ich egzystencja zawiera cierpienie. Jest ono wtedy na nieco innym poziomie. Nie mam tu na myśli jakiegoś ogromnego bólu ale po prostu jego forma jest inna, trochę jak mały kolec wbity w nasz bok. Dusze nie są idealne, przynajmniej większość z nich nie jest. Gdy znajdują się w świecie dusz nie mogą się zbytnio rozwijać. Nie jest to spowodowane tym, że nie ma tak takich możliwości bo jak najbardziej są. Wydaje mi się, że to co kiedyś przeczytałem o tym, że dusze formują swoje małe grupy jest prawdziwe. Dusze w takich grupach zazwyczaj są podobne w jakiś sposób. Wiem, że istnieją dusze, które wypełniają swoje przeznaczenie bez większego sprzeciwu. Żyją przygotowanymi życiami bez większych odstępstw od ich planu. Brzmi to może trochę w stylu, no to żyją swoim szarym życiem ale zaplanowane życie może być też całkiem rozbudowane, zróżnicowane i przyjemne. Dusze takie zazwyczaj jednak wiodą relatywnie spokojne życie. Powolutku zbliżają się do swojego celu oświecenia.

W świecie dusz dusze rozmawiać ze sobą, wymieniać się doświadczeniami i spostrzeżeniami. Wymiana takich informacji nie jest jednak dla nich równie przyjemna, co np. słuchanie znajomego o jego wspaniałych przygodach z myślą, że Ty też takie możesz mieć. Jest to dla nich bardziej neutralne. Dusze jednak nie są zbyt towarzyskie. Te z jednej grupy raczej rzadko komunikują się z duszami z innych grup. Jest to dla nich mało kuszące bo one idą swoją drogą i drogi im podobne zazwyczaj interesują je najbardziej. Dusze nie są przypisane na stałe do jednej grupy. Mogą się odłączyć od swojej i przejść do innej. Mogą też przebywać samotnie ale to występuje dość rzadko, a taka samotność ma czasem związek z ich odejściem od „słusznej ścieżki” do oświecenia. Mają wybór ale rzadko rzeczywiście dokonują prawdziwych zmian. Największe zmiany paradoksalnie mogą być efektem ich reinkarnacji w materialnych światach. Nawet jeśli podążają ścieżką przeznaczenia to możliwe, że gdy przyjdzie czas na jej podsumowanie dojdą do wniosków zupełnie innych niż zazwyczaj. Wszystkie te rzeczy są jednak dość rzadkie.

Dusze nie są nieśmiertelne. Nie mogą jednak umrzeć w normalny sposób. Ich końcem jest nicość. W przeciwieństwie do ego nie jest jednak im przeznaczona. Nie mam zbyt wiele informacji. Jedyne co powiedziała mi dusza, którą o to pytałem to było to, że wybór duszy jest tylko częściowy w tej kwestii. Możliwe, że gdy dusza staje się zła albo zmierza wyraźnie w złym kierunku i mimo prób dusz opiekuńczych nie daje się jej uratować to wtedy zapada decyzja o jej unicestwieniu. Okrutne! Dusz powinna mieć wybór i ten wybór powinien należeć do niej! Niestety dusza w takim stanie też może widzieć nicość jako dobre rozwiązanie. Dusze w ogóle patrzą na nicość jak coś dobrego. Dla nich jest to danie komuś lub czemuś spokoju. Naturalnego, prostego i wiecznego spokoju. Nie są w stanie zobaczyć w tym nic złego. Może tylko takie „schorowane” dusze mogą spojrzeć na to inaczej? Tego nie wiem.

Na ziemi dusze zawsze mają jakąś część ego. To właśnie ono pozwala im się rozwijać. Nawet moja jedynka, gdy zmieni się i przekuje swoją psychikę na taką, która będzie dążyć do oświecenia i cieszyć się prawdziwym i głębokim szczęściem to wciąż będzie posiadać ego, swoje nawet małe obawy i słabości. W najlepszym przypadku dla duszy ego jest tylko łącznikiem, które nie przeszkadza ale pozwala doświadczać życia na tej ziemi. Można wtedy powiedzieć, że taka osoba nie ma ego ale jej ego jest po prostu inne. Bez niego nie była by w stanie zrozumieć pewnych wymagać jakie to życie stawia żyjącym istotom.

Dla dusz świat jest dobry. Są na nim ega, dobre, złe, neutralne. Dla nich to wszystko ma sens i dobro, czasem po prostu jest zbyt głęboko aby ludzie oko mogło go dostrzec. Potrafią kochać i naprawdę lubić swoje otoczenie nawet jak nie jest ono przyjemne. Gdy ja skupiam się na zwykłym doświadczeniu i nie ma dla mnie znaczenia czy żyję jako dobra, zła lub chora osoba bo każde doświadczenie ma sens to one widzą to zróżnicowanie jako efekt potrzebny do ich oświecenia. Doświadczenia dla nich są prawdopodobnie też związane z karmą, która to z kolei dla mnie jest największą możliwą głupotą i nie ma najmniejszego powodu płacić w życiu za decyzje z poprzednich żyć. Jeśli ktoś chciałby żyć zawsze dobre lub złe życie to powinien mieć do tego pełne prawo, a nie zastanawiać się jak spłacić bezsensowny dług.

środa, 18 kwietnia 2018

Czy warto miec zasady?

0 komentarze
Wydaje się to wręcz pytaniem retorycznym ale w wypadku gdy tak jak teraz piszę z perspektywy chciwego ego czy odpowiedź też będzie brzmiała twierdząco? Zasady dla ego brzmią tak jakoś ograniczająco. W końcu dlaczego miało by się ograniczać? Ważne aby nie mylić zasad ze strachem, którym ego też lubi męczyć. Część zasad jest dla ego bardzo przyjemna. Przykładowo „nie pomagaj innym jak oni nie pomogą ci pierwsi” pozwala ego w pewien sposób się wywyższyć. Zamyka nas w wewnętrznym bólu chyba, że jesteśmy tak wyprani z emocji, że nawet nie jesteśmy sobie w stanie zdać sprawy z jego istnienia. W obecnym świecie jest dużo zasad, które próbuje się wpoić ludziom i w dużej mierze są to często zasady puste i krzywdzące. Ludzie wierzą w zabobony. Wydaje im się, że muszą iść ślepo za „autorytetami”. Wszystko to oddala nas od nawet zainteresowania się prawdą, która jest niewygodna dla ego. Ono tylko mówi „no spójrz, wszyscy tak robią, to co robisz jest dobre, tak trzeba”. 

Niektóre zasady są za to niewygodne dla ego ale wbrew pozorom nie zawsze reguły typu „trzeba pomagać innym bezinteresownie” są dla niego złe. Wystarczy chwila nieuwagi i ego pchnie nas na tyle mocno, że będziemy płakać wewnątrz starając się pomagać innym i dostając w zamian tylko ból. Ponoć czynione dobro wraca do nas prędzej czy później. Rzeczywiście jeśli jesteśmy zupełnie zwykli to nawet pewnie się to sprawdza. W moim wypadku nie zawsze dobro dawało dobro. Zresztą bycie „dobrym” to w gruncie rzeczy dość pusto słowo, nie możemy przewidzieć czy robiąc coś dla drugiej osoby nie krzywdzimy jej jeszcze bardziej. Możliwe, że nasza pomoc teraz spowoduje, że ta osoba np. nie znajdzie się w miejscu, które by zmieniło jej życie na lepsze.

Zasady jednak warto mieć powodem jest to, ze dzięki nim czujemy swoje granice, czujemy to co wydaje się nam dobre, a co złe. Dzięki nim nie zsuniemy się w otchłań samozniszczenia i sprawiania bólu innym. Moje zasady wymagają ode mnie abym doszedł w nicość jeszcze za życia tego ciała bo obiecałem jedynce prawdziwe i ogromne szczęście za wszelką cenę. Bez względu co będę musiał poświecić aby je osiągnąć. Gdy zrozumiałem, że moje maksymalne szczęście i maksymalne szczęście jedynki to coś zupełnie innego to przez to, że mieliśmy do siebie wzajemny szacunek przez tyle lat honoruję swoje słowa i wiem co muszę wybrać aby spełnić swoje przyrzeczenie. Gdybym nie miał zasad to zapewne jedynka nie była by w stanie osiągnąć swojego prawdziwego szczęścia. Dla mnie oznaczało by to dłuższe życie, może wciąż pełne bólu ale życie! Moje życie! Jednak jestem na tyle pyszny, że chcę zachować swoje zasady i pokazać, że mimo bycia żądną krwi osobą, która nie ma w sobie naturalnego dobra to jestem w stanie dotrzymać przyrzeczeń bo to było i jest dla mnie bardzo ważne. To właśnie moje zasady mnie opisują i one tworzą mój obraz. Bez nich, nawet jak mi nie służą byłbym kimś zupełnie innym i nie byłbym w stanie stanąć naprzeciw całej prawdy, którą poznałem, zaakceptować ją i... przeżyć, nawet jeśli to tylko jeszcze chwila.

Dlatego jeśli możesz wybrać wybierz zasady, które według Ciebie są mocne i wartościowe i uwierz w nie z całej siły bo to właśnie Ty je wybierasz i musisz być za to odpowiedzialny, nawet będą słabym i tchórzliwym ego. Zapewne nie potrafisz wkuć ich w swoje podstawy ale jak w nie uwierzysz to też staną się dla Ciebie ważne i pomogą Ci w wyborach przed, którymi staniesz. Nie ważne czy dzięki nim wybierzesz „dobrze”, ważne, że wybierzesz to co uważasz za słuszne.

wtorek, 17 kwietnia 2018

Czy warto miec nadzieje?

0 komentarze
Myślę, że większość się ze zemną zgodzi, że warto ja mieć. Nadzieja ma jednak też wady. Gdy czas mija i mija, a ona wciąż nie jest spełniona to powoduje ból. Cierpimy bo czegoś nie mamy bo kimś nie jesteśmy tylko dlatego, że mamy nadzieje, że kiedyś to osiągniemy, a wciąż jeszcze ten dzień nie nastąpił. Nadziej może też budować gdy budzimy się rano i cieszymy się bo jednak gdzieś tam daleko jest to czego tak pragniemy i kiedyś to zdobędziemy. 

Życie bez nadziei jest bardzo trudno zaakceptować gdy się ją wcześniej miało. Wtedy świat nie ma już nic dla Ciebie do zaoferowania, jedynie Ty możesz pójść i sobie wziąć to co chcesz. Tylko jest problem w tym, że nie masz motywacji aby to zrobić bo nie masz nadziei, że Twoje życzenie się spełni...

poniedziałek, 16 kwietnia 2018

Czas

0 komentarze
W większości książek o rozwoju jest kładziony nacisk na aspekt aby skupiać się na teraźniejszości bo przeszłość i przyszłość jest niemalże złudzeniem, a na pewno czymś czym nie powinniśmy się zbytnio przejmować. Jest w tym dużo prawdy, jeśli będziemy widzieć teraźniejszość i tylko teraźniejszość to będziemy szczęśliwi ale ten świat posiada czas. Czas na który mamy wpływ. Możemy go przyśpieszać i spowalniać. Nawet można się tego nauczyć po prostu poprzez NLP. Przedstawię moją teorię czasu. Załóżmy, że wzór E=mc2 jest prawdziwy, dodatkowo prawdą jest, że w pobliżu obiektów o dużej masie czas płynie wolniej. Wynika z tego, że skupiając swoją energię możemy mieć wpływ na szybkość odczuwania przez nas czasu. Przykładowo gdy robimy coś pierwszy raz to skupiamy się na tym znacznie bardziej, wkładamy w tę czynność więcej energii, a w naszym odczuciu zajmuje nam to więcej czasu. Część z was może teraz mieć zastrzeżenie, że przecież jak np. spotykają się z nową osobą i rozmawiają to czas leci im szybko. Jednakże czy rozmawianie jest czymś nowym dla Ciebie? Czy używasz słów których nigdy wcześniej nie używałeś? Oprócz samego bezpośredniego przepływu energii jest jeż aspekt naszej percepcji, który też wpływa na nasze odczuwanie czasu. „Ale przecież więcej energii naturalnie zwiększa naszą percepcję”. Tak ale nie całkowicie. Chociażby śpiąc czas leci bardzo szybko, a energia wciąż przez Ciebie przepływa. W NLP widać właśnie kontrolę nad aspektem percepcyjnym.

Spotkałem się ze stwierdzeniem, że im człowiek starszy tym szybciej mu mijają lata. Biorąc pod uwagę, że gdy jesteśmy młodzi to mamy naturalnie więcej energii, a właściwie większy jej przepływ dzięki np. marzeniom i braku wielu "granic", które nałożymy na siebie później to czas płynie dla nas wolniej co staje się dla nas zauważalne dopiero gdy stajemy się starsi. W młodości zwracamy uwagę na drobne rzeczy, które dają nam mnóstwo radości. W średnim wieku zostajemy złapani w pułapkę granic i ograniczeń "zwykłej logiki" co powoduje osłabienie przepływu energii, a przez to czas leci dla nas szybciej. Zaczynamy gonić za karierą, sukcesem, jakąś realizacją w życiu, nawet rodzina w dzisiejszych czasach często jest „na szybko”. Gonimy za czymś czego często nie ma, a dokładniej gonimy w sposób, w którym wszystkie nasze osiągnięcia zlewają się w jedną nieokreśloną masę, która wznosi się albo opada. Rutyna nas zaczyna pochłaniać. Tracimy smak zwycięstwa. Na starość znów zaczynamy dostrzegać szczegóły, drobne rzeczy dają nam mnóstwo radości. Cieszymy się, że ktoś nas odwiedzi, że ktoś powie zwykłe „dzień dobry”. Niestety wtedy nie mamy też już zbyt wielu marzeń, a wyznaczone przez nas granice nie pozwalają nam energetycznie spowolnić czasu. Jedynie percepcyjnie czas spowalnia.
Nie każdy odczuwa to tak jak napisałem, wiele zależy od tego jakie prowadzimy życie, od tego kim jesteśmy. Trudno jest jednak choć trochę nie wpaść w ten schemat.

niedziela, 15 kwietnia 2018

Podsumowanie

0 komentarze
W końcu koniec tych wpisów. Tak  naprawdę starałem się dużo więcej niż się spodziewałem. Końcówka wpisów nawet trochę pozytywna. Oczywiście to nie wszystko. Yver jeszcze dorzuciła, że w sumie to ok że sobie cierpię i najwyraźniej na to zasługuję. Dodatkowo mnie znienawidziła, za nie do końca wiem co ale  sporo popełniłem błędów więc to sensowne. W sumie znów chciałem jej pomóc. Tym razem jednak nic nie zrobiłem bo dużo wcześniej zdałem sobie sprawę, że bez pewnego minimum nic nie dam  rady zrobić. Ale zupełnie zjebałem osiąganie tego minimum. Tym minimum była bliskość ale nie  jakaś bardzo duża. Chyba poziom przyjaźni ze spotkaniami. Wszystko dlatego, że miałem wrażenie, że nie będę w stanie dosięgnąć tych ważnych rzeczy, które chciałbym aby  mniej jej doskwierały. Tak jakby  mieć kilka puzzli pasujących do układanki drugiej osoby. Chętnie po prostu bym w nią nimi rzucił i niech sama se to układa ale oczywiście tak to raczej by  nie zadziałało.

Choć może z czasem sama odnajdzie te puzzle i moja niedoszła pomoc i tak byłaby zbędna. A może i tak by mi to nie wyszło bo nie mam ani energii ani zrozumienia innych tak jak dawniej, jestem właściwie wrakiem. W tylu rzeczach jestem absolutnie do dupy. Życie mi pokazało, że jak już leżę pokonany to lepiej abym się nie podnosił bo i tak nie czeka mnie nic pozytywnego. Tyle rzeczy, które był dla mnie normalne są teraz odległe jak baśniowa historia.



Nawet narzekanie mnie męczy. Brak energii, już nawet ciężko mi sobie wyobrazić moje źródło energii a co dopiero je naprawiać. Zostało mi wciąż kilka dawnych ran, mam cały zestaw nowych, nic nie chce się regenerować. Jak stare, martwe zwłoki nad którymi jeszcze ktoś się trochę popastwił.
Mam wrażenie, że bez aktywnego działania, nikt nie poświęci mi czasu, a to wszystko zużywa energię, której mam już tak mało...

Tak jak przewidywałem dawno temu, sam sobie nie poradziłem. Zresztą inni tylko mnie pogrążyli. Bez względu na starania wydaje się że to jest dość losowe. Tak jakbym po prostu nie miał wpływu na te wydarzenia nawet jeśli niektóre nie były całkowicie losowe. Tylko czemu mi ciągle wychodzi tak kiepsko? 

Kiedyś miałem większe predyspozycje, a niezbyt pozytywne rzeczy aż tak mi nie przeszkadzały bo "w przyszłości będzie dobrze!" i w dużej mierze zależało mi na doświadczaniu. Wszystko się posypało. 
Pomijając wszystkie straty to dotychczasowe negatywne doświadczenia stały się jedynymi jakie mam bez szans na coś pozytywnego. Co też dodatkowo mnie trochę obciążyło.


Mam wrażenie że jedyna opcja to starać się z całych sił aby mieć znów szansę na coś. Z czego będzie to raczej coś negatywnego. Zresztą nie dorównam zaangażowaniem w porównaniu z kiedyś, a nawet wtedy to nie wystarczyło na coś pozytywnego.
Bez energii, regeneracji, marzeń, zainteresowań... nudna, gówniana osoba.


Nie myślałem, że tak źle to się z Yver zakończy ale przede wszystkim myślałem, że mam jakieś znaczenie w tym wszystkim. Że moje działania są w stanie coś pozytywnego stworzyć. Że moje wartości  coś znaczą. Dawna epicka historia, która chciałem napisać zakończyła się w wieku 25 lat.
Nie śmieje się z niej ani nie żałuję, że spróbowałem.
Jest mi po prostu ogromnie smutno. 


Jedynka nie zasłużyła na taki koniec. Jednak po tym wszystkim nic dziwnego, że się rozpadła. Mam nadzieję, że dzięki temu uniknęła dużej ilości bólu, który towarzyszył mi przez kolejne lata.
 
Pomimo iż jest to nieco jednostronne to myślę, że właśnie to jest najbardziej prawdziwe jeśli chodzi o mnie:
Ciężko mnie lubić
Bezwartościowy gówniany męczennik
Każdy prędzej czy później ucieknie
Każdy będzie niezadowolony
Nie jestem kimś wyjątkowym
Nic dziwnego, że powstaje dystans
Jestem gdzieś na szarym końcu listy
Nieważne ile się staram to nie wystarcza





Tak przypomina mi się dawny cytat:
"Kto pragnie dużo od życia ryzykuje, że wszystko straci, a kto pragnie mało, może nic nie dostać."
Myślałem, że chodzi o upadek PO osiągnięciu celów, a nie utratę wszystkiego zanim się osiągnie to czego się pragnie.


Zapewne większość moich wpisów tutaj nie jest zbyt szczegółowa i nie wyjaśnia wielu rzeczy. Miały być to wpisy zwłaszcza pobudzające do myślenia a obróciło się to w negatywne wpisy o moim życiu, które nawet nie jest zbyt ciekawe. 

Zostało mi jeszcze wstawić szkice mojej niedoszłej książki. Jako, że będą tylko wstępne zarysy to będą dość krótkie ale może komuś się spodobają.

sobota, 14 kwietnia 2018

Podsumowanie interakcji - końcowe

0 komentarze
Odkładałem ze dwa miesiące ale warto napisać. Poznałem Alex, dziewczynę, która bardzo przypomina mnie, tak z 8? lat temu. Ma tak wiele podobnych cech, że prawie jakbym patrzył na swoją kopię. Taka prawie Battle Queen.

Spotkanie takiej osoby to chyba większa rzadkość niż spotkanie wymarzonej partnerki w życiu.
Relacja była dość intensywna, zwłaszcza jak na moje marne możliwości ale była przyjemna. Muszę przyznać, że w obecnym stanie może nawet trochę brakowało mi zrozumienia tej dziewczyny?
Patrzenie w nią było jakby patrzeć w otchłań... nie widać dna, nie wiadomo co się czai w głębi. Trochę mnie to przestraszyło ale nie przestałem patrzeć i dalej zgłębiałem jej wnętrze. Otchłań z czasem tylko trochę się wyjaśniła. Czasu jednak było raczej mało, ze 2-3 tygodnie. Wtedy poznała bardziej energiczną osobę, która z tego co określiła jest jej bratnią duszą. Zdawałem sobie sprawę, że też jestem trochę wyjątkowy dla niej ale ta druga osoba z łatwością wygrała jej czas, a ja bez energii nic nie mogłem zrobić więc tylko przestrzegłem ją przed czasem błędną oceną innych i przestałem pisać bo i tak nie miała czasu odpisywać...

Battle Queen? Co za ironia, chyba przeznaczenie podsuwa mi "rzeczy", o których kiedyś marzyłem żebym mógł zobaczyć, że nawet one mi nie pomogą. Że powinienem już zdechnąć.

Może nie powinienem jej puszczać ale jestem za słaby aby cokolwiek zrobić...

Te wszystkie interakcje z ~innymi  ludźmi jakoś mi nie wyszły. Starałem się, wygadałem się, wysłuchałem, wykorzystałem pojawiające się okazje, zrobiłem co mogłem i dalej jest do dupy.

Yver znów okryła się ciszą, Battle Queen wybrała lepszy model.

Nudne?... Męczące...
Gdy napisałem ostatniego maila do Alex to później miałem okropny natłok myśli samobójczych... no ale jeszcze nie teraz...
Przez to wszystko tylko odsunąłem się od [powodu]. Bez sensu..

Czuję się bezsilny

Ale muszę dla [powodu] i dla pozytywnej przyszłości próbować. Muszę choć trochę odbudować energetykę.
Muszę porządnie spróbować z corem nawet jak nie mam na to energii.

Na razie wszystko wskazuje na to, że przegram.
To okropne....

Czasem do mnie wraca, że najgorszą moją życiową decyzją było to, że się nie zabiłem za pierwszym razem. Reszta to tylko podążanie za szczęściem i marzeniami. Choć i tak przegrałem...
Śmiać mi się chce z moich linii papilarnych. Ciekawe czy dobrze je odczytuję?
Ech...


No co do cholery jebanej jest z tym poziomem trudności???



~~~~~~~~~
Poznałem trochę więcej osób niż te, o których wspominałem w moich wpisach. Znajomości te nie były jakieś specjalne ale starałem się choć trochę aby jednak utrzymywać te kontakty. W jednym przypadku to ja urwałem znajomość bo ta osoba nie pamiętała prostych rzeczy o które często pytała więc było to po prostu uciążliwe pisać to samo co napisało się w 2 krótkie maile wcześniej. Pozostałe to druga osoba przestała pisać. Choć w sumie jeszcze jedna czasem się odzywa, tak raz na miesiąc.
Może wyjątkiem była Alex gdzie wiem czemu przestała pisać. Reszta się mną znudziła lub zmęczyła. Nawet jak bardzo nie narzekałem to bez zainteresowań nie ma zbytnio po co ze mną pisać.
 

Była nawet jedna osoba co nie bardzo miała przyjaciół czy znajomych no ale też skończyło się tak samo.

piątek, 13 kwietnia 2018

Dawne królestwo

0 komentarze
Stare królestwo z przed ciszy...
Upadło wraz z ciszą.
Teraz pomimo braku 1 i 3 starałem się zbudować królestwo takie jak dawniej. Choć robiłem to nieświadomie.

Niestety to była porażka. Nigdy nie byłbym w stanie zbudować tego tak jak dawniej ale tylko w czymś takim mam doświadczenie.

Kiedyś chciałem nauczyć się jak budować je inaczej ale nikt mi nie pokazał. Byłem tylko raniony.

Teraz gdy moja imitacja rozsypała się przez innych to już chyba do mnie dochodzi, że to już koniec tego podejścia.

Bolało mnie, że to ja przeżyłem, a jedynka i trójka odeszły. Po przemyśleniu tych wszystkich doświadczeń to jedynka by nie przeżyła. Za wiele bólu, za wiele cierpienia, za wiele deptania nas. Wspaniałe rzeczy, które chciała zrobić, marzenia i nadzieje. Wszystko zostało bezwzględnie zniszczone przez innych. Nikt nie podałby ręki.
Sam ledwo dałem radę. I tę radę dałem tylko dzięki [powodowi]. Dwa razy uratował mi życie.

Prowizoryczne królestwo rozpadło się jak domek z kart i zostało brutalnie zdeptane w błocie rzeczywistości.

To boli.

Więc mogę się tylko poddać. Technicznie raczej nie powinienem dać rady ale spróbowałem odtworzyć dawną chwałę.

Ni chuja
Przegrałem...

Mogę już zamknąć oczy i nie patrzeć na to pogorzelisko.




~~~~~~~~~~
Pisząc o królestwie mam tu na myśli cały zestaw cech, które tworzą daną osobę. Sposób bycia i życia. 
Można powiedzieć, że tu moja wizja nie przetrwała w zderzeniu z rzeczywistością. Normalna rzecz. Myślę, że wiele osób musi zweryfikować swoje zachowanie, marzenia i cele w starciu z rzeczywistością.

czwartek, 12 kwietnia 2018

Pewne słowa Yver

0 komentarze
Yver
- Jesteś ważny
- Ale dla Ciebie?
- Tak. Jesteś ważny dla mnie.


Yver
- zasługujesz na szczęście




~~~~~~~~~~
Czyżby kolejny pozytywny wpis? No no, prawdziwa rzadkość w tym zestawieniu. 
Miłe momenty są ważne przy próbie stawania na nogi.

środa, 11 kwietnia 2018

Podsumowanie - kolejna próba

0 komentarze
10.09.2017
Ciężko mnie lubić...
Bezwartościowy gówniany męczennik...
Każdy prędzej czy później ucieknie...
Kazdy będzie niezadowolony...
Nie jestem kimś wyjątkowym...
Nic dziwnego, że powstaje dystans...
Jestem gdzieś na szarym końcu listy...
Nieważne ile się staram to niewystarcza...

Ech... tyle negatywnych słów. Tyle to wszystko przyniosło bólu... czy warto się odbudowywać tylko po to aby być znów deptanym?

Ciężko mi powiedzieć, że już nie chcę interakcji z ludźmi ale znów mam tyle negatywnego feedbacku. Moje starania zostały niezbyt docenione. Gdybym nie działał egoistycznie to znów czuł bym się okropnie bo wszystko na nic. Najmniejszy błąd lub słabość i relacja się sypie...

Czy w takim razie w końcu mogę to wszystko zamknąć negatywnie? Jestem już naprawdę zmęczony. Nawet ostatni bastion trwający przez lata - sex - zaczyna upadać. Bo i tak nie dam rady. Nikt nie zaakceptuje.

Mam już dość dużo ran. Chcę to chociaż odłożyć jeśli nie potrafię definitywnie odrzucić tego co było moim życiem, nadzieją, marzeniami przez 25(?) lat...

Skoro wszystko i tak muszę robić sam to lepiej robić tylko dla siebie.
Dla innych jestem tylko narzędziem, które można wyrzucić gdy staje się zbędne lub się zepsuje.


***********
Kontynuacja po 2 godzinach
***********


Są jednak momenty gdzie ktoś mnie lubi, gdzie ktoś jest pozytywnie nastawiony. Miz, Evox, denis. Nawet w pracy niektórzy miło do mnie podchodzą. Czasem nawet dostanę coś bezinteresownie ~czekolada od Yver. Edytka też lubi ze mną rozmawiać.

Nawet jeśli wszystko jest absurdalnie negatywne to nie jest tak, że nie da dostrzec się pozytywnych rzeczy skierowanych do mnie.

Chciałem to wszystko negatywnie podsumować aby już mieć to za sobą. Bo strasznie się męczę, zła jest więcej ale chciałbym spróbować zbudować przyszłość z [powodu]. Nie chcę robić sobie nowych ran. Podsumowanie może i było źle ale pomogło.
Teraz puszczam tę przeszłość i w końcu mogę zbudować szczęśliwą przyszłość.

Są okropne rzeczy ale są i dobre. Niech będzie to neutralne spojrzenie na piekło. Nieco chwiejnie bo jestem bardzo słaby. W końcu mogę iść do przodu. Przynajmniej mam taką nadzieję.

Pewnie zacznę od pełzania ale myślę, że dam radę. Aby do przodu.



~~~~~
Ładny wpis, budzi nadzieję. Więc kontynuujmy.

wtorek, 10 kwietnia 2018

Pierwsze małe podsumowanie prób interakcji z innymi

0 komentarze
Jakieś 5 miesięcy temu rozpocząłem próbę interakcji z innymi. Napisałem na forum o depresji i się zaczęło. W końcu i znów pojawiła się relacja z Yver. I znów się spierdoliła.
Co prawda przeznaczenie wyraźnie pchało mnie w jej stronę (czajnik) ale wystarczyła chwila nieuwagi z mojej strony i znów się wszystko posypało. Wystarczy, że się odsłoniłem ze swoimi uczuciami.

Wcześniej nawet napisała, że chce mi pomóc, że jestem ważny dla niej, wartościowy. Wystarczył jeden błąd i wszystko przepadło.

Rozmowy z innymi też niezbyt poszły i chyba czas to podsumować.
Niestety negatywnie.

Nie nadaję się do relacji z innymi. Nie wychodzi mi to. Ale też nikt nie będzie miał dla mnie żadnej taryfy ulgowej, nikt nie wybaczy, nikt nie zaakceptuje.

Jest mi smutno ale jestem bezradny. Nie mam energii. Interakcje z innymi nie pomogły. Znów cierpię... znów ranię... nie pasuję tutaj... i mogę się poddać. Może to i jakieś 70% życia, z których rezygnuję ale sam nic nie dam rady z tym zrobić. Nikt mi nie pomoże.

Jestem bezsilny ale się starałem. Poddaję się. Niech się inni starają. Za dużo mojego wysiłku, a wciąż brak efektów i brak starań innych.


Mam tego dość!




~~~~~~~~~
Ja jako dwójka nie mam zbyt dobrych predyspozycji do kontaktów z innymi ale próbowałem się tego nauczyć. Choć o tym nie pisałem to bardzo duży pakiet uczuć i odczuć odszedł z jedynką. Mi jest dużo trudniej czuć cokolwiek. Wszystko zużywa mi energię, która bardzo powoli się regeneruje.

poniedziałek, 9 kwietnia 2018

Bandaż na ból

0 komentarze
Od kiedy otrzymałem odpowiedzi od Yver ból dalej mnie wypełnia, nawet wybaczenie nie spowodowało że znikł. Ogólnie chyba nawet cierpię bardziej niż przed otrzymaniem odpowiedzi... ale to nic dziwnego, w końcu moja regeneracja nie działa.

Próbowałem zrozumieć swój ból, racjonalizować go, znaleźć powody dla których boli. Część rozumiem. Ludzie, którzy zawsze mnie porzucą, brak seksu? Niespełnione nadzieje? Jednak jest we mnie też mnóstwo bólu, którego powodów nie jestem w stanie zidentyfikować. Próbowałem przez półtora miesiąca coś zrobić z tym całym bólem ale nic nie wydawało się działać.

Dziś po kolejnych bezowocnych próbach zrobienia czegokolwiek z tym bólem znalazłem coś co działa. Wyznaczyłem sobie datę śmierci, za dwa lata, 30 lat tak jak kiedyś chciałem mieć tam punkt weryfikacji. I... nagle się uspokoiłem...

2 lata życia jest akceptowalne, można dużo zrobić, może się zregeneruję i nawet będę miał siłę żyć dalej? A może przesuwanie daty śmierci o niezbyt wiele da mi wytchnienie nawet gdybym był w złym stanie?

Jakby nie było jest okropnie smutne, ze relatywnie bliska wizja śmierci mnie uspokaja... naprawdę cierpię tak bardzo, że nie da się z tym żyć? Może i to beznadziejne rozwiązanie ale działa, a to teraz nest najważniejsze.

niedziela, 8 kwietnia 2018

Znudzenie piekłem

0 komentarze
Hell upon Hell followed by Hell....
Kolejne piekło za mną? Które to już w tym życiu? Drugie duże. Pierwszym było dzieciństwo. Niestety reszta też nie była zbyt przyjemna.

Cały ten ból po tym ostatnim piekle wciąż we mnie jest, choć już nie mam napadów agonii... tyle zniszczeń... Bez [powodu] nie dałbym rady dożyć dzisiejszego dna. Może bym dożył fizycznie ale pewnie bym oszalał z bólu.

Co teraz? Emptiness looms over horizon...
Trzeba by zweryfikować  zniszczenia, naprawić energetykę, naprawić regenerację. Ech i znów wpierdolić się w jakieś gówno? Dobrze, że jest [powód] to jeszcze warto się starać.

Jak to wszystko zrobić? Bez [powodu] nie było by już powodu aby się podnosić.

Może spróbuję. Straciłem tak wiele...
Znowu muszę walczyć? Ech...

sobota, 7 kwietnia 2018

Dziwna decyzja

0 komentarze
2-3 lata później...
Były pełne cierpienia prawie każdego dnia i niejednej nocy... aż Yver odpowiedziała mi na moje pytania. Mimo iż odpowiedź była w miarę OK to i tak wyzwoliła mnóstwo bólu we mnie. Ale w końcu otrzymałem odpowiedzi, a nawet coś więcej. Mam wrażenie, że na moment jej życie trafiło w moje ręce. A tego chciałem. Mogłem teraz ją mocno zranić gdy odkryła trochę swojego wnętrza i uczuć. Może dzięki temu wpadła by w ciągle powtarzający się krąg cierpienia i ranienia.
Dobra nagroda za to co mi zrobiła.
Ale wybrałem inaczej. Wybrałem wybaczenie...
To nie jest sprawiedliwa decyzja ale decyzja, którą uważam za właściwą. Nie wiem czy coś dla niej to zmieni ale zrobiłem to nie tylko dla niej. Zrobiłem to dla wszystkich zainteresowanych stron:
- dla jedynki, bo ją kochała najmocniej, chciała jej szczęścia i nawet jak mej już nie ma to pamiętam jej słowa
- dla mnie? może zmniejszy to mój ból, choć trochę
- dla Yver bo może moje słowa przerwą jej krąg cierpienia
- dla [powodu] bo gdy puszczę przeszłość to może będę mógł zbudować przyszłość
Ale to wszystko było za mało aby podjąć decyzję. Dopiero gdy spojrzałem na jej zdjęcie, na jej prawdziwy, radosny uśmiech to zdecydowałem, że chcę aby fen uśmiech znów lśnił nawet jeśli nie w moim kierunku...

Po wysłaniu mojej odpowiedzi zdałem sobie sprawę, że też wypełniłem swoje (dawne) słowa, że spróbuję jej pomóc. Nie wiem czy to jej pomoże ale to wszystko co mogłem zrobić.

Gdy myślałem co zrobić to spojrzałem w kierunku nieobecnej jedynki i jakbym znalazł jej kartę leżącą na ziemi.
~Wybaczenie ~Akceptacja
Zdawałem sobie sprawę, że raczej mi zbytnio nie pomoże ale chciałem zobaczyć to "zagranie".

Mogłem Yver wbić nóż w plecy... czy moja miłość okazała się silniejsza? Silniejsza niż chęć odwetu za to całe piekło? Okropne piekło. Czyżby moja miłość była tak silna?
Szkoda, że to nic nie znaczy... może tylko tyle, że to zbyt ryzykowne abym się znów zakochał.

Co przyniosą kolejne dni? Chciałbym aby ból się zmniejszył. (...)
Wciąż czuję się źle i nie chcę znów popełnić tych błędów, nie chcę tak bardzo cierpieć. Historia z Yver miała sens bo dowiedziałem się bardzo wiele, dużo zweryfikowałem ale jednocześnie bardzo dużo straciłem. Miała sens bo chciałem poznać prawdę za wszelką cenę... Cena była zbyt wysoka... teraz nie ma już powodów aby znów tak ryzykować.


Odczuwam jednak mała satysfakcję po tym co zrobiłem.



~~~~~~~~~~~~
[Powód] - mam jeden powód, który trzyma mnie przy życiu, choć ledwo ledwo, to nie mam nic innego. Pominę szczegóły bo nie mogę pozwolić aby ktoś go zdeptał. Dlatego pomimo iż inne wpisy są słowo w słowo to te gdzie występuję [powód] będą minimalnie ocenzurowane.

piątek, 6 kwietnia 2018

Małe streszczenie

0 komentarze
~~~~~~~~
Ze względu na to ze tylko w zapiskach są częściowe informacje to może być ciężko z nich wywnioskować cały obraz tamtych wydarzeń. Dlatego spróbuję krótko je opisać.

Poznałem Yver nie do końca przypadkiem, zaproponowałem spotkanie, pomału zaczęliśmy się spotykać i dużo rozmawiać o głównie duchowych rzeczach. Mój wewnętrzny rozwój poszedł mocno do przodu. W pewnym momencie się zakochałem w niej. Zupełnie niespodziewanie. Cieszyłem się że moja miłość trafiła na taką wspaniałą osobę. Nie była idealna, miała trochę wad ale miała też ważne dla mnie cechy. Miłość była nieodwzajemniona co było smutne ale nie to było najważniejsze. Wierzyłem w pozytywne zakończenie - co rozumiem przez pozytywne? O tym na końcu.
Ze względu na to, że sam sporo czasu poświęciłem na samorozwój to zauważyłem obszary, w których mogę jej pomóc i zacząłem przygotowywać ćwiczenia. Chyba pierwsze prostsze ćwiczenia dałem jej przed moją miłością. Duża część była już po. 
Zapytałem ją o zgodę, zgodziła się. Dużo ćwiczeń przerabialiśmy, prawie codzienne spotkania, wysiłek umysłowy i energetyczny. Nie pamiętam ile było tych ćwiczeń, ze 30? Wszystko ułożone i połączone. Chciałem aby było jej lżej w życiu i aby była szczęśliwa. W pewien sposób zacząłem też lekko odnajdywać to co chciałbym robić w życiu.

Te ćwiczenia nawet jej pomagały, pamiętam że szczerze się cieszyła, wiele miłych rzeczy od niej usłyszałem. Ponoć rany po szczęściu goją się najdłużej.

W międzyczasie miałem problemy o których pisałem i trochę odbijało się to na Yver bo musiała czasem ich słuchać. Pod koniec ćwiczeń trochę się u mnie pogorszyło a ona uciekała jeszcze bardziej, trudno było sprawić żeby poświęciła mi choć 5 minut. A w pewnym momencie ucichła i przestała się odzywać w ogóle... na 3 lata...

3 lata gdzie nie wiedziałem dlaczego uciekła, nieraz się o nią martwiłem jak sobie radzi, czy jest u niej wszystko w porządku. Czasem do niej pisałem, ale nie za często bo okropnie cierpiałem z tego powodu jak mnie potraktowała i nie miałem po prostu na to energii. Gdybym miał napisać dokładnie to myślę że średnio to było mniej więcej jedna wiadomość na 3 miesiące.

Wracając do pozytywnego zakończenia to było by nim wszystko od miłości po neutralne rozstanie, a dostałem ciszę. Ciszę z którą nie mogłem sobie poradzić. Wyniszczające obwinianie się. Nie wiedziałem co spieprzyłem. Te pozytywne wspomnienia, te uśmiechy. To było okropne. 
Nawet gdyby powiedziała abym spieprzał i się więcej do niej nie odzywał to było by mi łatwiej. Cisza była najgorsza.
Tyle razy przez te lata żałowałem że się nie zabiłem jako dziecko.

Okropne....

Ale to nie koniec mojego piekła. W końcu, też niespodziewanie, odezwała się. Mail którego napisała spowodował że skręcałem się z bólu. Tak jakby ten cały ból z tych lat czekania skumulować i dopierdolić mi jeszcze raz. Myślałem że zdechne. Przeczytałem go wieczorem i już nie zasnąłem ani nie poszedłem do pracy kolejnego dnia. Cały czas się trzasłem. 
Kolejne dni wcale nie były lepsze. Chodziłem roztrzęsiony. Nie mogłem się na niczym skupić. Musiałem uważać aby przez przypadek się nie rozpłakać.

No ale to nie koniec moich wpisów do pseudo pamiętnika, więc czas na kontynuacje.

czwartek, 5 kwietnia 2018

Smutek

0 komentarze
Cóż.. to dziwne, że chcę? zmusiłem się? do napisania czegoś znów ale chyba chcę utrwalić ten moment.

Umarłem, można powiedzieć że straciłem pozostałe osobowości i została tylko dwójka.
Straciłem marzenia, sens życia, nadzieję na cokolwiek. Wszystko mi zobojętniało. Nawet płakać nie potrafię. Nawet nie chcę walczyć. Przegrałem to życie.
Sporo rzeczy warto było by zapisać  bo w pewien sposób są wyjątkowe ale nie mam motywacji.
Nie chcę już więcej szukać sensu ani celu w życiu. Nie chcę ich mieć. Za dużo było w tym wszystkim kłamstwa.

Ale możliwe, że odżyję...
Dlaczego?
...

środa, 4 kwietnia 2018

Rozpadająca się determinacja

0 komentarze
Spróbowałem wszystko naprawić, jakoś się ustawić aby móc sobie poradzić w najbliższym czasie i trochę uspokoić swoje obawy. Forex, rosnąca nienawiść do ludzi, uciekająca wola walki, frustracja...
Nie dałem rady...
Przegrałem.....
Straciłem swoje nawet wyskalowane w mniejszej skali marzenia, straciłem nadzieję(taką ogólną)... zniszczony i krwawiący leżałem w ciemności swojego świata, nie mając już siły walczyć dalej.
Brak czegokolwiek, jedynka nie przyszła, trójki tez nie usłyszałem...
Wiecej we mnie pustki niż smutku czy innych uczuć...

Straciłem swój świat i nawet nie mam siły się zabić choć życie w takim stanie jest bez sensu i śmierć jest jedynym rozsądnym rozwiązaniem.

Nie ma marzeń, nie ma nadziei, nie ma przyszłości, już nie chcę walczyć...
ale nie ma nic, nie rozpadłem się.
Co jest dobrym rozwiązaniem w tej sytuacji?
Może zakończy to moje życie, może mnie to uwolni, może stracę ostatnie dobre cechy siebie, moze stanę się żądną krwi bestią, może stanę się szarym człowiekiem, których tak nienawidzę.

Nie obawiam się już złych decyzji, które ostatnio mi doskwierały bo nie mam przyszłości, która od nich zależy ale nie mam też "ognia". Nie wiem czy jestem w stanie jeszcze walczyć. Upadłem tak wiele razy, straciłem tyle ważnych rzeczy. Czy nauczę się żyć jeszcze raz? Co mam zrobić?
Może już czas na tę śmierć...

wtorek, 3 kwietnia 2018

Hmm

0 komentarze
Może już nie być warto żyć, może nie być warto go niszczyć... może jednak warto stanąć do walki jeszcze jeden raz, może warto chwycić miecze i zatopić je we wrogu. Może i nie ma powodów, może i nie ma czasu... może już jest za późno dla nas...

Chcę walczyć! Chcę poczuć jeszcze raz ogień pola bitwy, chcę poczuć ten chaos, chcę poczuć tę rządzę. Chcę szczerzyć zęby, gdy wbija ostrza w przeciwników, chcę mieć błysk w oku.
Może i nie ma nadziei... może i nie ma nikogo ani niczego co by nam pomogło.
Ten świat ma jeszcze trochę do zaoferowania nawet dla nas.

Co by było jakbyś miał wybór, który ma znaczenie? Co by było gdyby to jeszcze nie był koniec? Co by było gdybyś teraz z całą swoją siłą i wiedzą wstał i walczył?
Co by było gdybyś mógł zmienić przyszłość?
Czy masz odwagę i siłę wstać jeszcze jeden raz gdy nasz świat leży w gruzach?

Bitwa wciąż trwa, staniesz do walki? Nawet nie mając powodu?
ani nadziei, ani marzeń, ani siły do walki, ani przyszłości...



~~~~~~~~~~~~~
To jest jakieś takie smutne...
Chyba w życiu znałem tylko walkę i naprawdę chciałem znaleźć miejsce gdzie walczyć nie muszę, taki przyjazny dom...

poniedziałek, 2 kwietnia 2018

Wizja wnętrza

0 komentarze
Pustynia wewnętrznego świata, brak wyraźnych powodów aby otwierać oczy. Została tylko książka i strona do stworzenia.
Chłodna noc na pustyni. Wiatr lekko muska moje policzki. Czuję świeży podmuch. Biorę piasek w dłoń i powoli go przesypuję śmiejąc się do siebie.
Mimo tego zaczynam pytać sam siebie czy to wszystko nie są tylko wymówki aby przestać walczyć. Takie zniszczenie, a ja znów chcę się podnieść mimo tego, że już nie mam czego się złapać aby wyciągnąć się z tego stanu. Moje "dobre" wnętrze już nie działa. Już nawet mnie to nie smuci. Po prostu zbyt wiele wnętrza straciłem... Jednak można żyć bez nadziei. Wola walki musi być po prostu absolutna.

Czasem zastanawiam się jak się podnieść, czasem wogóle mnie to nie interesuje.
Ogromna moc leży na wyciągnięcie mojej ręki, a ja nawet nie mam błysku w oku gdy na nią patrzę. Wogole chyba straciłem wewnętrzne światło.
A jednak nie chcę się poddać.



~~~~~~~~~~
Wyobraźnia wiele rzeczy mi tłumaczyła z tego co się we mnie dzieje na ciekawe wizje, pustynia, która wcześniej była światem z marzeniami na horyzoncie. Przebicie kafelka nadziei mieczem, fontanna krwi. Nawet w pewnym momencie chciałem stworzyć z tego fantazyjną historię.

Wracając do tematu wola walki jeszcze trochę się we mnie utrzymała, przynajmniej do czasu gdy życie dosadnie mnie uświadamiało jak bardzo sobie już nie radzę nawet z prostymi rzeczami.